
W Hajnówce kampania trwa od pierwszych godzin po ogłoszeniu wyniku wyborów burmistrza, jednak w czasie ostatnich sesji zdecydowanie przybrała na sile. Mieszkańcy zamiast cieszyć się konstruktywnymi działaniami władz, są świadkami niesmacznych wywodów.
Są świadkami i płacą, bo minuta nagrania przez Telewizję Kablową kosztuje „zaledwie” 10 złotych, a więc nietrudno policzyć, że trzydziestominutowe przemówienie do mieszkańców kosztowało ich samych 300 złotych, a całe ostatnie posiedzenie ciągnące się 360 minut uszczupliło budżet Hajnówki o mniej więcej 3600 zł.
To zaskakujące, że młodzi radni, znający nowoczesne środki przekazu nie pomyśleli o tym, żeby koszt jednej sesji przeznaczyć na zakupienie kamery. O ile taniej byłoby zrezygnować z usług telewizji i przemawiać nawet całymi dniami do własnego sprzętu i za mniejsze pieniądze, bo w cenie i tak opłacanego Internetu. Ale mili Państwo tak się nie stanie, bo jest jeden wielki plus hajnowskiej kablówki. Otóż oglądają ją setki starszych ludzi, na tyle dojrzałych, że aktywnie chodzą na wybory. I o to chodzi! Miało być po nowemu, a jest kampania wyborcza za nasze pieniądze!
Wróble, szpaki i sikorki ćwierkają, że do wyborów pozostało już niewiele. Szast! Prast! Odwoła się burmistrza i nastanie nowy ład. Czy tak szybko? Bez względu na to, kto złoży wniosek o referendum odwoławcze, trzeba zapędzić mieszkańców do urn. A tak niedawno słyszeliśmy, że referendum w sprawie Puszczy Białowieskiej to niepotrzebny wydatek! Może puszcza jest mniej ważna od zaspokojenia ambicji, ale skąd pewność, że to się uda? Może jednak znowu pójdzie coś nie tak? Do nowych wyborów staną nowi kandydaci a jeden z nich już raz przeszedł do drugiej tury. Pierwszy fotel w mieście może się zatem siedziskiem obrócić w inną stronę. Zapłacimy za wybory więcej niż za transmisję w kablówce, ale co tam! „Nowe” poprą emeryci wdzięczni za naprawę krzywych drzwiczek w szafce łazienkowej i za powieszenie lustra w korytarzu. Złota rączka, to recepta na kupienie głosów.
Szkoda tylko, że za nasze pieniądze.
Jak to mawiał klasyk – pan płaci, pani płaci, my płacimy…